Energiczny, uśmiechnięty i ze zwieszoną na karku chustą wielofunkcyjną. Dochodząc do swojego auta zapytał w czym pomóc, widząc jak rozglądamy się po okolicy. Ostatni znak szlaku pozostawał w zasięgu wzroku, ale kolejny znak ukrywał się gdzieś przed nami, więc zapytałam czy szlak wiedzie na pewno asfaltem i gdzie jest kolejny znak. Tym razem nie chciałyśmy, żeby nas zgubił, bo chowanego ze szlakiem miałyśmy dosyć 😉 Dzień wcześniej, według przewodnika książkowego, szlak miał biec asfaltem, a zniknął w lesie. Aborygen zaproponował, żeby pójść na skróty leśną “Drogą Przyjaźni.” Aborygen, ponieważ – tak odpowiedział na koniec na zapytanie: “jesteś stąd?.”

Na szczęście szlak wiedzie właśnie leśną “Drogą Przyjaźni” schodząc w dół prosto do Parku Zdrojowego w Dusznikach Zdroju. Jest leśnie, spokojnie, bezludnie. Po drodze nagle Aga zauważa konia w lesie, od razu jestem zachwycona. Prawie każde zwierze do przytulania budzi we mnie dobre emocje. Okazuje się, że jest ich więcej i więcej, po dwóch stronach lasu. To konie z pobliskiego ośrodka jeździeckiego “Panderoza” i ich źrebaki. Robię sesję, podziwiam, głaszczę. Wspaniale. Panderoza to ranczo w którym zjecie i pobrykacie konno. Koni tu do wyboru do koloru. 

Zejście do stawu w kształcie serca. Tak właśnie witają Duszniki Zdrój. Potem Park Zdrojowy, deptak, pijalnia, dworek Chopina. Dowiadujemy się z plakatów, że właśnie trwa słynny Festiwal Chopinowski. Aga wyszła z lasu i jak tylko zapachniało kulturą wyższą, dawaj namawiać mnie na koncert jakiegoś Japończyka, który tego wieczoru nie miał wcale ochoty grać Chopina, bo w programie całkiem inni kompozytorzy. Może do kotleta by zagrał? Nie uśmiechało mi się zażywać miejskich przyjemności, ale jako homo sapiens zaczęłam rozważać… “Duszniki, Festiwal, Japończyk, Chopin bez Chopina, 50 zł…” Nagle moja myśl, która zburzyła marzenia mojej Agi: “Na koncert Chopinowski prosto z lasu w takich strojach… czy nas wpuszczą?” Noclegi znalazły się dopiero gdy koncert się już kończył, a eleganckie stroje nie znalazły się wcale, więc Japończyk musiał grać bez nas… i tak Chopina nie grał 😉 

Z desperacji i głodu trafiłyśmy do restauracji o gwiazdkę wyżej niż normalnie, gdzie obiady jadają Japończycy i ekscentrycy, a nie zbłąkane turystyki z plecakami. Zamówiłyśmy sałatki, jak się potem okazało w talerzach kapeluszach. Głębokich i z dużym rondem. Uśmiechnięta obsługa zniknęła zaraz po przyjęciu zamówienia i zapomniała o nas, bo okazali się zajęci rozmową z zaprzyjaźnionym ekscentrykiem. Jegomość, a może meloman był  w wieku senioralnym, ale w spodniach bobasowych w autka. Koleżanka zniesmaczyła się tą całą restauracją, bo pierwszeństwo mają tam panowie z autkami na pupie, a na sałatki rzeczywiście czeka się długo, no, ale sałata widocznie była na bieżąco selekcjonowana z domowego ogródka;) Sałatki smaczne w “stylu ą i ę” serwowane we wspomnianym kapeluszu, ale z piaskiem w sałacie. Ten niby piach wyczułyśmy obie, więc Aga ja Ci mówię… to był raczej kawior, albo coś w tym stylu;) Zęby skorzystały na gratisowym piaskowaniu;)

Zaczełyśmy tradycyjne szukanie noclegu. Na własną rękę szło marnie, więc wsparcia szukałyśmy w informacji turystycznej. Na rynku takowa była, ale za pomocą karteczki w drzwiach udzielała jedynie informacji, że pracownik krąży po terenie. Zanim lista z bazą noclegów, po powrocie krążownika z terenu, trafiła w nasze ręce dowiaduję się od pani z noclegu “Za kinem”, że siostry zakonne też dysponują noclegami. Trochę ciężko było, ale ostatecznie u Sióstr Elżbietanek się dobrze skończyło. Zanim jednak dostałyśmy kluczyk do szczęścia, po pytaniu czy są noclegi, siostra “oddźwierna” dokładnie się nam przyglądała i dopiero po chwili zastanowienia odpowiedziała “tak”.  Trochę z nutką zazdrości, może Chopinowską?, nostalgią w oku o przygodzie i z podziwem. Nie mogła uwierzyć, że tak podróżujemy bez rezerwacji noclegów i że niektórzy to nawet w nocy pukają po nocleg. Tak, to my turyści bez rezerwacji.U sióstr pokoik prosty i czysty. Łazienka na korytarzu do podziału z drugim pokojem. 

Nocleg był przy ulicy Mickiewicza prowadzącej w górę prosto do rynku, a w dół do deptaku dochodzącego do parku zdrojowego. Znajdziemy tu pełną ciekawych różności autorską Galerię “Katta” z szytymi na miejscu z tkanin torbami, maskotkami, a także z przeróżnym innym rękodziełem.Rynek pochylony i przecięty drogą biegnącą przez środek, na skos. Ładne kamienice. Szkoda, że jest ruch samochodów i parking. Tylko jedna kawiarnia, z jasnym eleganckim wystrojem. Położona w górnej części rynku.

Tylko dziesięć minut od rynku znajduje się piękny budynek Muzeum Papiernictwa, który poprzez swoją bardzo ciekawą architekturę i estetykę naprawdę prosi się, żeby go zwiedzić. Niestety był już zamknięty.

Duszniki Zdrój to już trzecia na naszej trasie, urzekająca swoim położeniem wsród lasów i gór, parkiem i willami miejscowość sanatoryjna.Tutaj również są wille i miejsca wymagające renowacji, ale przeważa to co ładne, więc to pierwsze nie odbiera uroku miejscowości. Brzmienie Chopina zostaje w Dusznikach, a my wędrujemy do ostatniego zdroju na kolejne mineralne napitki – do Kudowy. Na zdrowie 😉

Ważne informacje:

1. Dystans: ok. 9 km

2. Nocleg: Zgromadzenie zakonne Sióstr św. Elżbiety, ul. Mickiewicza 13, 57-340 Duszniki- Zdrój

3. Posiłek: Restauracja “Dobre Smaki” ul. Zielona 1, 57-340 Duszniki- Zdrój. Sałatka z indykiem. Ocena miejsca: 8 z 10. Ocena posiłku: 9 z 10.

4. Atrakcje: Park w Dusznikach Zdroju, Dworek Chopina, Pijalnia wód mineralnych, rynek, Schronisko PTTK “Pod Muflonem”, Muzeum Papiernictwa.